Cztery dni i pięć państw do odwiedzenia czy to w ogóle ma sens? Okazuje się, że tak, przynajmniej w moim odczuciu. Oczywiście w tak krótkim czasie nie da się zwiedzić wszystkiego po drodzę i trzeba iść na kompromisy, co powoduje, że zostaje że mną ogromny niedosyt. Niedosyt, który daje jednak motywację na kolejne wyjazdy. Sama opisywana trasa powstała jako próba odwiedzenia kilku miejsc, które już od dłuższego czasu odłożone były na liście do odwiedzenia, ale po kolei:
Dzień pierwszy:
Plan wcześniejszego wyjazdu weryfikuje pogoda, o siódmej jest jeszcze ok. 3 stopni, więc czekam aż będziechociaż 5 i wyubierany ruszam w drogę. Na początek droga którą znam aż za dobrze - “Zakopianka”, czyli krajowa siódemka w stronę granicy w Chyżnem. Jeszcze przed granicą ze Słowacją robi się na tyle ciepło, że trzeba się pomału pozbywać kolejnych warstw ubioru, żeby zachować komfort. Dalsza droga prowadzi słowackimi krajówkami do miejscowości Martin, gdzie robię krótką przerwę i kieruję się dalej do miasta w którym zaplanowałem dłuższą przerwę na posiłek. Jest nim Nitra, miasto w którym jeszcze nie byłem, chociaż po słowackich drogach przejechałem już setki kilometrów. W planie obowiązkowo smażony ser i Kofola, ponieważ jest to mój pierwszy wyjazd do tego kraju w tym roku.
Do miasta docieram zgodnie z planem, szybka fotka z zamkiem w tle i ruszam dalej w poszukiwaniu słowacko-czeskiej kuchni. Restauracja według map znajduje się w pobliskiej galerii, niestety nie wpadłem na to, że są w niej dwie strefy gastronomiczne uznaję, że chyba jest nieczynna i zadowalam się przeciętnym kebabem w pudełku, po czym oczywiście już najedzony, odnajduję ją piętro niżej… Cóż, zostaje zrobić zdjęcie z punktu widokowego na zamek i trzeba ruszać dalej w kierunku kolejnego celu podróży, węgierskiego miasta Győr.
Dalsza część trasy jest dość nudna, teren już mocno nizinny, więc krajobraz nie zmienia się zbytnio. Na granicy węgierskiej robi się lekki zator, a asfalt staje się mokry, co spowodowane jest przeprowadzaną dezynfekcją. Jak się później dowiaduję, chodzi o przeciwdziałanie pryszczycy. W Győr niestety nie mam już czasu się zatrzymać. Przejeżdżam tylko przez centrum, żeby rzucić okeim na całkiem ładną architekturę. Cel na dzisiaj to Szombathely gdzie zatrzymam się na kolację i nocleg. Omijam monotonną autostradę, mimo tego, że przed wyjazdem profilaktycznie wykupiłem winietę i w zamian wybieram drogę krajową nr 86. Na krajówce też zbyt wiele się nie dzieje, za to nawierzchnia jest w stanie agonalnym. No cóż, zapłaciłem za cały skok zawieszenia więc używam całego skoku zawieszenia.
Do miasta docieram w promieniach słońca zachodzącego nad ogromnymi polami uprawnymi, powietrze jest ciepłe i rześkie, do tego przesiąknięte swojskim zapachem nawozu… Taki urok motocyklizmu, chcesz filtr kabinowy to jedź autem. W Szombathely zatrzymuję się w małym hotelu umieszczonym strategicznie na obrzeżach, tak aby ułatwić sobie wyjazd na następny dzień. Na koniec dnia pozostaje zameldować się, ogarnąć moto i można udać się na zasłużony kufel złotego trunku. Jutro z rana kierunek - Słowenia.
Podsumowanie dnia:
Przejechany dystans: 530km
Odwiedzone miasta: Nitra (SK), Győr (HU), Szombathely (HU)
Miejsca warte odwiedzenia: