Ostatni dzień wyjazdu okazał się chyba najbardziej ciekawym jeśli chodzi o kręte drogi i malownicze widoki. Trasa Eger - Kraków można powiedzieć, że przecięła Karpaty w poprzek. Cgwilę po wyjeździe z Egeru skręciłem w stronę Gór Bukowych, gdzie spotkałem kolumnę zabytkowych pojazdów jadącą w przeciwnym kierunku. Dalej podjazd pod brzeg jeziora Hámori odbył się po niemal pustej drodze z względnie dobrym, jak na Węgry asfaltem. Wydaje mi się, że jest to jedno z bardziej urokliwych miejsc, które miałem okazję odwiedzić w tym kraju.

Po drodze mijam punkt widokowy i nieśpiesznie wyjeżdżam do rozjazdu dróg, gdzie nie kieruję się popularną drogą na Miszkolc, lecz odbijam na zachód w kierunku miejscowości o wdzięcznej nazwie Dédestapolcsány.

Droga w dół okazała się dużo bardziej wymagająca - im niżej tym asfalt był w gorszym stanie. W pewnym momencie dziury były tak duże i irytujące, że wolałem zjechać z utwardzonej nawierzchni i jechałem poboczm, cały czas opierając się, czy wręcz siedząc na rolce w której miałem prawie 4 litry wina. Całe szczęście butelki dojechały na dół w całości. Co ciekawe z przeciwnej strony spotkałem Węgra jadącego sportem, albo zawrócił po tym jak zobaczył jak wygląda dalsza droga, albo mieszkańcy tego kraju są ulepieni z innej gliny…

Z powodu zamknięcia mniej popularnych, mniejszych przejść granicznych musiałem odpuścić planowaną wizytę w Aggtelek i skierowałem się na słowacką krajówkę nr 67, po to aby dalej odbić na Murań i serpentyny wiodące w kierunku słowackiej Route 66. Te rejony nigdy nie zawodzą, a do tego pogoda dopisała - świeciło słońce ale nie było tak goraco jak podczas przejazdu przez Węgry. Im bliżej granicy z Polską tym więcej motocykli spotykam na drodze, sporo z nich z tablicami PL. Nic dziwnego w tym dziwnego, sam lubię się tutaj zapuszczać jak tylko ma okazję. Dalej mijam popularny wiadukt w miejscowości Telgart, a przerwę robię w polecanej restauracji Ranč pod Ostrou Skalou.

Dalsza część trasy, to już śmietanka słowackich dróg których pewnie nie muszę przedstawiać. Winkle w Słowackim Raju jadąc dalej 66, potem panorama Tatr Wysokich w okolicach Łomnicy Tatrzańskiej z której udaję się piękną krętą drogą do Zdziaru. Jeździłem tędy już dziesiątki razy, a droga dalej się nie nudzi i cieszy za każdym razem tak samo. Obowiązkowo zdjęcia w punktach widokowych po stronie słowackiej:

Jako że był 1-wszy Maja, to ruch w rejonie przejścia granicznego był ogromny. W drodze do Zdziaru mijam już kolumny motocykli jadące w obie strony. Na nawigacji widzę, że za Jurgowem robi się bardzo gęsto, jeśli chodzi o ruch drogowy, z kulminacją w Białce Tatrzańskiej. Po chwili namysłu nad dalszą drogą przypominam sobie o mniej popularnej, wąskiej drodze która prowadzi pod uwielbiną przez motocyklistów Przełęcz pod Łapszanką. Przejeżdżam tamtędy omijając korki i robiąc kolejne zdjęcia w popularnych punktach.

Powiem szczerze, że ta część trasy, choć znana przez mnie bardzo dobrze, dostarczyła mi mnóstwo frajdy, szczególnie, że nie była celem samym sobie lecz zwieńczeniem całego wyjazdu i to bardzo widokowym. Z Łapszanki pozostaje mi dostać się do domu z wszystkimi fantami, przbijając się przez wzmożony ruch na Podhalu. Zakopianki unikam jak ognia i jadę “starą siódemką” która jest niemalże opustoszała. Do domu docieram mając jeszcze sporo czasu na spokojne wypakowanie się, ogarnięcie motocykla i długi spacer z psem.